Hity końca XX wieku – słodycze, zabawy, domek na drzewie

Udostępnij na:  

 

Jeżeli jakiekolwiek lata zasługują na miano beztroskich… Jeżeli jakikolwiek okres wart jest nazwania doskonałym… Jeżeli jakikolwiek czas powoduje rozlewającą się po brzuchu falą ciepła nostalgię… z pewnością jest to dzieciństwo!

Koncept zwany „dzieciństwem” nie ma stałych, sztywnych ram. Nie można powiedzieć, że rozegrał się wtedy i wtedy, w miejscu zwanym tak i tak. Dzieciństwo każdego człowieka przypada na inne czasy i miejsce – banał, prawda? Jednak by zebrać jego charakterystyczne cechy, musimy posłużyć się jakimiś punktami odniesienia. Punktami tymi jesteście Wy – przyszli konstruktorzy i miłośnicy drewna, zaglądający na niniejszego bloga, by znaleźć inspiracje dla swojego domu.

eric-prunier

fot. Eric Prunier/Flickr

Wspomnienia i zabawy

Znaczna większość z Was urodziła się jeszcze w XX wieku, swoje dzieciństwo przeżywając w latach 80. i 90. Piękne to były czasy, prawda? Kobiety w dzwonach i bluzkach odkrywających brzuch, luźny klimat wiecznych wakacji, płynące z głośników disco, potem eurodance. Tanie słodycze, poobdzierane kolana, ubrania z bazaru, wierny kundel u nogi i domek na drzewie. Po jednym dniu spędzonym na dworze łatwiej było o sto nowych siniaków na nodze niż stu nowych znajomych na Facebooku. Zresztą internet… ha! Twór mniej prawdopodobny niż różowy jednorożec.

fot. Adobe Stock/Flickr

fot. Adobe Stock/Flickr

Na dwór wychodziło się skoro świt, by stawić czoła nowej przygodzie. Z wyciosanym przez tatę z drewna mieczem biegło się na pola, by stoczyć bitwę. Z gumą stawało pod blokiem i skakało tak długo, aż mięśnie młodych nóg odmawiały posłuszeństwa. Dochodziło się do perfekcji w robieniu fikołków na trzepaku. Grało się w łapki, klasy i czekoladę. Prowadziło się testy odporności kaloszy w najgłębszych kałużach. Chowanego, berka i ciuciubabkę przerobił każdy szanujący się dorastający człowiek. Wszystkiemu towarzyszył śmiech i przekonanie, że dorosłość nie nadejdzie nigdy.

fot. Tiffany Terry/Flickr

fot. Tiffany Terry/Flickr

Smaki dzieciństwa

Po południu z okna wychylała się głowa mamy – oczywiście wychylała się ona znacznie częściej, jednak nigdy tak, żeby dać się złapać na podglądaniu i zaniepokoić nas nadopiekuńczością – wołając na obiad. Zupa pomidorowa z makaronem lub ryżem, na drugie kotlet, surówka i ziemniaki. Odwieczne negocjacje, jak dużo trzeba zjeść, by znów wybiec na dwór. Ile główek brukselki w siebie wepchnąć. Ile łyżek szpinaku przeboleć.

fot. Gabriel Tanasa/Flickr

fot. Gabriel Tanasa/Flickr

Po obiedzie – bo przecież na to zawsze był czas, nawet jeśli koledzy stukali już drewnianymi mieczami w parapet – nadchodził deser. Drożdżówka mamy, której zapach roznosił się po całym domu. Szarlotka z orzechami i cynamonem babci, przez którą Józek chodził na nas obrażony dwa dni, bo jego mama takiej nie piekła. I słodycze sklepowe, o których dziś w większości możemy tylko pomarzyć, bo albo zniknęły ze sklepowych półek, albo zmieniły producentów i receptury.

fot. Olga K./livingonmyown.pl

fot. Olga K./livingonmyown.pl

Któż nie pamięta gum Donald i Turbo? Rozpływających się na ustach i spływających po brodzie lodów Bambino? Oranżadek wysypywanych na rękę, bo nikt przejmował się zalewaniem ich wodą? Ciepłych lodów, krówek, potwornie słodkiego i pysznego mleka w tubce czy czekoladowych figurek producentów nazywających się po prostu Producent? Wśród markowych pyszności prym wiodły Milky Way Magic Stars Marsa, Picnic Wedla, Zapp Algidy, Chio Chips, Snaki, Frugo, Pringles… Ile z tych produktów powraca dziś, by wydrzeć konsumentom z kieszeni ostatnie drobne? Niestety, smak już nie ten sam, o czym można się przekonać dzięki blogom z recenzjami słodyczy.

david-dodge

fot. David Dodge/Flickr

Skrytki i bazy

Oczywiście nie wolno zapomninać o skrytkach! Zaczynało się od wysokich stołów w domu, pustych szaf i wnętrz babcinych kanap. Każde miejsce, w którym mieściło się małe i elastyczne ciałko, mogło posłużyć za schron, pustelnię, azyl. Miejsce, w którym można zostawić schowaną wcześniej do kieszeni brukselkę oraz drobne pieniądze otrzymane po kryjomu od dziadka. Nie mogło tam też zabraknąć pudełka na skarby: patyk, dwa kamienie – czyżby to były prawdziwe meteoryty?! – i zdjęcie Zuzi z 3c, której warkocz ciągnęło się o wiele częściej niż warkocze innych koleżanek z klasy.

fot. Fotologic/Flickr

fot. Fotologic/Flickr

Nie gorsze bazy znajdowały się na dworze – te naturalne, ale i wykonane z niemałą pomocą bliskich. Krzak bzu, jaskinia, osiedlowy śmietnik, piwnica sąsiada, w której zepsuła się kłódka, niezabezpieczony poniemiecki bunkier czy wreszcie… domek na drzewie! O tym ostatnim marzyło każde dziecko, zazdrośnie zerkając w stronę kolegów, którym rodzice zafundowali drewnianą samotnię na szczycie – no, prawie – rosłego dębu.

promartyn-smith

fot. Promartyn Smith/Flickr

Tu pojawia się dobra wiadomość: choć smaki słodyczy z dzieciństwa trudno odzyskać, pomidorówka z koncentratu nie przypomina zupy z warzyw rosnących w ogródku mamy, a blizny po najlepszych zabawach wyblakły i prawie zniknęły, domek na drzewie wciąż może sprawdzić nam wiele radości. Zbudujemy go – tutaj sprawdzisz, w jaki sposób – tuż pod domem, na działce, a nawet na osiedlu, jeśli spółdzielnia wyda zgodę. Za dnia będą się w nim bawić nasze dzieci – lub dzieci naszych dzieci – a wieczorem, kiedy jest ciemno i nikt nie patrzy, pachnący wilgotnym drewnem i żywicą domek uniesie nas i nasze wspomnienia.

Wpis jest dziełem mojej serdecznej przyjaciółki Olgi – miłośniczki słodyczy i domków na drzewie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.